wtorek, 24 grudnia 2013

Prężni i nieprężni, czyli jak się przygotowujemy do Wigilii.

Niektórzy sobie mogą pomyśleć, że my tutaj na obczyźnie nie odczuwamy przygotowań do świąt. Nic bardziej mylnego. Oto kilka dowodów na to, że można się do świat przygotowywać w nieco inny sposób. Obserwując to co się dzieje wokoło.


Zapewne większość z was stoi właśnie przed dylematem dotyczącym strojów. No bo jak tutaj dobrze wyglądać w czasie wigilii. Ja 2 lata temu kupiłem sobie taki czarny garniturek, w którym wyglądam jak właściciel zakładu pogrzebowego lub też ewentualnie niemiecki konsultant. Niepotrzebne skreślić. Noszę go kilka razy do roku. Jakby moi klienci mnie w nim zobaczyli to by pewnie pomyśleli, że chce im tak pomóc, że wywalę prezesa i sam zasiądę na jego fotelu. Przynajmniej mam Dantego niezbędny garnitur. Tutaj niestety garniturku nie zabrałem, ale dylemat pozostał. Jak się ubrać? Mam kilka opcji. Zielone krótkie spodenki w kratkę, turkusowe krótkie slim fit, arena do kąpieli, nieco krótsze niż do kolan. Ostatnia opcja to speedo, nieco dłuższe za kolana. Rozważam do tego polo granatowe z przeceny z M&S. No, tę sprawę mam już prawie zalatwioną. Wiem, że będę elegancki. Tak jak na Wigilię. Jak żonka.

Przygotowania do świąt obejmują oczywiście sprawy kuchenne. Muszą być Wymyślne dania, ale z elementem tradycji. Dla mnie święta bez kalmarów mojej mamy, barszczu teściowej, sałatki warzywnej szwagra, rybki w galarecie siostry, ciasteczek dziewczyn i co tam wymyśli szwagierka, to nie święta. Od kilku tygodni nie tęsknię za moim ulubionym Gravalaxem, jak mi koleżanka (Szwedka zakochana w koledze z dawnego NRD, o przenikliwych umyśle i mówiącym po rosyjsku) uświadomiła, że w Szwecji co roku schodzi kilka osób ze względu na zatrucie świeżą rybą. Podobno powinno się go robić z mrożonego wcześniej łososia. Dzięki temu, że żonka nie zrobiła go w tym roku, mam szanse na dożycie do następnej wigilii. A ja się przez lata zastanawiałem, dlaczego Magdusia co roku każe mi kupić świeżego łososia...czasami nawet były o to lekkie spory. Może w jakimś kryminale JO Nesbo o tym piszą, a ja nie znoszę czytać takich kryminałów i nic na ten temat nie wiem...

Tutaj tez będziemy mieli podobne dania. Nieprzyjemni Francuzi, właściciele hotelu, którzy raczej z nikim się nie integrują, chyba że w momencie przejmowania karty kredytowej zaproponowali menu wigilijne. Special, jak napisali w zaproszeniu. Kalmary na pewno bedą. Bedą też podobno spring rolls z foie gras. Już się boję, bo ostatnie wyczyny tutejszego kucharza nie tylko nadają sie do programu Kuchenne Rewolucje, ale przede wszystkim chyba do Hell's Kitchen. Gordon chyba nagadalby kucharzowi (What the f... You are doing! This is f... Mad! F... Off)i zapytał się jak można tak spieprzyc podstawowe dania jak jajecznicę, czy też grillowany kalmar.  Tutaj jajecznicę podaje się na zimno, a pytanie o szczypiorek powoduje konsternację i wysłanie kitchen portiera do sąsiedniej wsi. Kalmary podaje się twarde, na sałacie i oblane strasznym sosem sojowym. Kucharz musi być bardzo oryginalny. Jak mi się uda go poznać to sobie zrobię z nim zdjęcie, lub poproszę o autograf, bo o taką niemotę to trudno w Kambodży. Tu wszyscy potrafią gotować!

Nasze przygotowania obejmowały także sprzątanie. Francuzeczka, co chyba jest żoną właściciela, dzisiaj nieśmiało zaglądała do nas do pokoju. Z akcentem podobnym do tego ze skeczu: I want to have a hamburger, obiecała chyba wymianę pościeli i dodatkowo w świątecznym bonusie jeden ręcznik. Czysty. No to się wysiliła. Z drugiej strony to taki prezent od managementu;) dzisiaj widać, że jest lepiej zamieciona plaża. Może trzeba być jednak wdzięczny maź to. Tak świątecznie.

Normalnie przygotowania obejmują wysyłanie kartek świątecznych. My zupełnie nieświadomie, jeszcze w Sajgonie, poszliśmy sobie na pocztę i wysłaliśmy kartki. I nie uwierzycie, że doszły po niecałym tygodniu do Polski. Cud poczty polskiej, która się reformuje, albo poczty wietnamskiej, która będzie dopiero reformowana. Kartki wysłaliśmy też droga elektroniczną. Aż mnie wczoraj palce bolały od wpisywania adresów mailowych. Trochę mnie też przy tym wszystkim zabolało, że większość odbiorców ma nastawione auto reply. Wracają po 6 stycznia. Jest kolega rekordzista i wraca po 10. Czy coś sie zmieniło w korporacjach, i nie tylko, że pracownicy mogą mieć takie długie urlopy i nic się nie zawali? Może w takim razie powinienem wrócić do korporacji? Widzę luz w dyscyplinie.

Mamy tez wykupiony abonament skype, który jest absolutnym dobrodziejstwem. 10 pln plus VAT - za połączenie komórka (moje ulubione Tmobile) przy 0,09 euro centa za skype... Niezła przebitka. 25 razy. Technicznie jestesmy wiec przygotowani do nadawania i odbierania na żywo wrażeń z Wigilii tu tam. Mam nadzieje, ze nie doprowadzimy do sytuacji jak w Szczęśliwego Nowego Jorku, tylko wszystko będzie Live. Albo prawie bo u nas +6h;)

Na Wigilię trzeba przygotować zawsze cześć muzyczno-artystyczną.  To ważna cześć przygotowań.Za to w tym roku odpowiada Magdusia. Właśnie oznajmiła mi, że w tym roku będzie wyjątkowo miło, ponieważ znalazła linka na YouTube z miksem miłych kolęd anglojęzycznych. Takie czasy. Miałem nadzieje, ze wydrukuje kilka kolęd i w czasie wigilii w restauracji wpadniemy na scenę i zaintonujemy moją ulubioną niemiecka kolendę Tannenbaum o takim drzewko świątecznym. Chyba, bo tylko Jarek i Basia byliby mi ją przetłumaczyć. A może coś z kaset moglibyśmy przy okazji odtworzyć?
 
Niewiele osób przyzna sie do tego, że w czasie Wigilii wszyscy zastanawiają się, czy u Kowalskich (skorki Andy) to wigilia wyglada tak samo i, czy wszyscy dają radę zjeść wszystkie (12) przygotowane potrawy. W tym roku się nad tym nie zastanawiam. Chociaż przyznamy ze przez wiele lat tak było.Po prostu wiem, że tak jest. Ja natomiast zastanawiam się nad czymś innym. Jak nasi współhotelowcy (ładne słowo, co nie?) przygotowują się do Wigili. Otóż głownie przygotowują się na plaży. Cały dzień. I to są przygotowania wielopłaszczyznowe. Czasami grupowe, czasami indywidualne. Mamy tutaj kilka grup współhotelowców. 

Jest grupa sportowa. Oni od rana się jogowali. Magdusia stwierdziła, ze jeden pan to chyba sie za bardzo jogował i mógł sobie nawet coś zrobić. Nie widzieliśmy go od kilku godzin, wiec pewnie w bólach leży gdzieś w pokoju. A może nawet nie był w stanie do niego dojść i chlipie gdzieś pod palmą. Ludzie tez szykują formę w inny sposób i zbijają przyszłe kalorie.
Jest np. grupa pływaków. Takich co to pływają. Albo im się wydaje. Problem w tym, że w odległości 100 metrów od brzegu nadal jest płytka woda, a oni pływają jak Michael Phoelbs. Jakieś takie gwałtowne wymagachy, szybkie nabieranie powietrza i dziwne odgłosy. Kilka osób tez nurkowało mocno naprężając swoje mięśnie. Czy oni myślą ze ja jestem durny i nie wiem, ze tam jest płytko? Sam wcześniej w tym samy miejscu dzisiaj zrzucałem kalorie. Tez sie przeżyłem wzbudzając pewnie zainteresowanie, albo może zachwyt młodszej części płazy, która lubi panów przed pięćdziesiątka o figurze zbliżonej do typowego bogatego Rosjanina z Krymu.

Jest tez grupa mięczaków. Mięczaków, czyli ludzi, którzy lubią leżeć na miękko. Miękko, czyli na materacach i kontemplują. Kontemplują o tym i o tamtym czasami wydając z siebie odgłosy zbliżone do chrapania. Tych doskonale rozumiem, bo ja mam zawsze tyle myśli, ze gdybym w roku nie miał szansy sobie tak pokontemplować przynajmniej przez tydzień to miałbym problemy z wystawianiem faktur. Bo jak człowiek tak sobie pokontempluje to wtedy coś tam jednocześnie wymyśli. A jak wymyśli to inni miga z tego skorzystać.
Jest tez grupa prężnych. Specjalnie nie piszę prężących. Ci to się prężą. Tak po prostu. W naszym hotelu jest trochę prężnych i oni dobijają tych nieprężnych. Nieprężni mają problemy z przełożeniem się na drugi boczek, podczas gdy prężni ich nie mają. Prężni w przeciwieństwie do nieprężmych chodzą w obcisłych spodenkach. Że im tak jest wygodnie? Ja mam luźne. Wyglada na to, że sam należę do grupy mieszanej nieprężny kontemplujący sportowiec mięczak.

Mamy tez grupę rasowych kobiet. Kobiety mamy z rożnych krajów. Rożnych ras. Mamy koleżanki z Wenezueli, które w przeciwieństwie do swoich koleżanek nie poddały sie popularnym tam operacjom plastycznym. A szkoda. Mamy koleżanki z UK. Te o dziwo jakieś takie urodziwe. Mamy też Chinki, które nie mówią w innym języku niż chiński natomiast są bogate. To widać po torebeczkach. Mamy oczywiście Francuzki, które jedzą na śniadanie un bagietkę z dżemem popijając kawkę. Nie mamy niestety Rosjanek. U nas ich nie widać. Ale za to je widać w hotelu odległym od naszego o kilkaset metrów. Są to kobiety spore.
Ostatnią grupą są masowani. Ci to są najbardziej upredliwi. Nie dość, ze wymagający, to chcieliby wszystko za darmo. Masaż kosztuje 7$ a oni nadal twierdza, ze to drogo. Zazwyczaj płaca banknotami 100$. Wyją, skowycza, wzdychają, wiercą się. Czasami także każą sobie masować coś dodatkowego w tej samej cenie. Większość malowanych leży sobie na drewnianych łożeczkach z półonbażonymi pośladkami. Mamy więc tutaj pełen ich przegląd. Przynajmniej w jednej kwestii nie muszę mieć kompleksów. Cześć z malowanych tak sie zatraca w negocjacjach, że poźniej na tym tracą. Cześć jest dumna z zaoszczedzonegon1$, którego w tej samej chwili wydają na jakiegoś sznureczka. Myślą, ze przechytrzyli panie masazystki...a to nieprawda. Sprzedające sznureczki to siostry masazystek. W dodatku to  One sobie wybierają tylko najpiękniejsze obiekty (ofiary) do masowania. 

Od 3 godzin czekamy na nasza kolejkę. Wyglada na to, że my chyba jutro. Ciekawe dlaczego?

Wesołych przygotowań do Wigilii. U nas już za 2h. Nadal nie zdecydowałem o spodenkach.

2 komentarze:

  1. 1.Do jakiej grupy Was zaliczyć?
    2.Czuję się "ubogo" my życzeń nie dostalismy(mimo bólu palcy).
    3. Które spodenki wygrały?
    4.Wesolych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Krzysiu,
    1.my w grupie nieprężnych
    2.dajcie maila to wyślę spóźnione,malecserdeczne życzenia
    3. Zapomniałem ze mam jedne długie beżowe
    4.wesolego! Przepraszam za błędy ale pisanie na tablecie jest mega trudne

    OdpowiedzUsuń