czwartek, 26 grudnia 2013

Otres 2 News potwierdza dramatyczne wydarzenia na plaży!

Drugi dzień świąt zazwyczaj jest nieco niepokojący. Co tu robić? Co Kowalscy właściwie wtedy robią? Co wypada, a czego nie. Już dawno minęła Wigilia, gdzie wszyscy byli mili. Już prawie każdy zaliczył w pierwszy dzień świąt wizytę u jakiejś rodziny, niekoniecznie swojej. Ewentualnie rodzina odwiedziła czekających na to domowników. Nie bardzo wiadomo co z tym drugim dniem zrobić. Czy może pójść na spacer, może trochę pobuszować na FB, a może do kina?




Niektórzy zapewne, to ci co mają FOMO, siedzą i sprawdzają newsy, żeby być na bieżąco. Newsy z Polski zapewne znacie. Wśród nich króluje informacja o tym, że Wiśniewski śpiewa o filiżance, a jakaś Kaja Ś, była kochanka Borysa SZ, który wybiera sobie narzeczone z nazwiskami na Ś, coby było oryginalnie, zaszła w ciąże z mężczyzną, dziennikarzem TVN turbo. To jest tzw. News z D. Co to jest D, każdy sobie może odpowiedzieć sam.
Za granicą, najważniejszą informacją jest to, że mały Jerzyk woli bawić się papierem, w które opakowano liczne podarki dla niego, zamiast samymi prezentami. Królowa jest przerażona, Kate płacze, przez co rozmazala sobie czarną kredkę, a William wyrywa sobie resztki włosów. Ciekawe czy dostał od prababci koronę i nie jest nią na razie zainteresowany, bo jest dopiero 3 w kolejce do jej codziennego noszenia?

Tutaj TVN na szczęście nie nadaje i nawet nie można ich szybko streamować. Próby sie nie do końca powiodły, chociaż co nieco widzieliśmy. Jaka szkoda! Chłopaki, tak jak my ostatnio podróżują. Mieli do nas niedaleko i mogli nas osobiście  odwiedzić. Jednak chyba nie mogli, bo właśnie przypomnieli sobie o wysłanych do Afganistanu, nie wiadomo po co, przez Kwaśniewskiego żołnierzach i nadali przenikliwe i interesujące Fakty stamtąd. Kamil D, znów wystąpił w roli niezastąpionego dziennikarza politycznego, który wszystko wie i na pewno umie czytać z promtera, co mu tam napisali. Leciałem z nim kilka tygodni temu do GDN i ten ma na pewno FOMO. Zanim samolot się nie zatrzymał na dobre w GDN ten już na tablecie sprawdzał newsy na stronie, na której sam wyskoczył w formie "pop upa". Po nim wyskoczyła przerażona, zdziwiona i chuda Pochanke. Widzieliśmy, że Woroch tez coś nadał tam Kabulu z dachu. Mimo tego, że wszyscy myślą, że on taki elokwentny i cudownie posługuje się językiem polskim, twierdzimy, że tak nie jest. Mieliśmy wątpliwą przyjemność dzielić ten sam bus na lotnisko Luton i tam pan W nie posługiwał się piękną polszczyzną. Królowała łacina.

Idąc wzorem "dobrego, wiarygodnego i rzetelnego  dziennikarstwa" i chcą przekazać najświeższe informacje postanowiliśmy nadać "Otres 2 News". Mają być to newsy z plaży, w ramach dzisiaj stworzonej agencji informacyjnej. Może okazać sie, że bedą to newsy z D. Ale lepiej nadawać takie newsy, niż ich nie nadawać, skoro zapotrzebowanie jest, a reklamodawcy czekają żeby zainwestować w czas reklamowy. Właściciele Otres 2 News twierdza, że należy nadawać przynajmniej na takim poziomie jak nasi wzorcowi dziennikarze ze wszystkich stacji w PL, łącznie z Superstacją. No z wyjątkiem Trwam TV. Im nie dorównamy. Nawet nie próbujemy!





Teraz trzeba przestawić się na inną prędkość czytania, przynajmniej 180 słów na minutę. Wtedy newsy bedą zrozumiałe i nadzwyczaj logiczne. Można tez w czasie czytania intonowac dramatycznie, robićrzerwy, wdechy lub ewentualnie podnosić kartki, iPady lekko ku gorze niezwłocznie muskajac nimi świeżo umyty stół. Bo i wzdychać. Ci którzy chcą się wczuć w panów Kraśko, dawnego Lisa lub pana Kamila D, mogą czytać newsy opierając się lekko wyprostowaną ręką o prawą cześć stołu. Niezapominając o obniżeniu głosu. Zaczynamy!

Walka.
Tradycja w narodzie nie zanikła. O 6:45 było 8 zajętych leżaczków. Większość z nich zostało zakrytych Śnieżnobiałymi ręcznikami niekiedy zaplamionymi tanim kremem o faktorze 50. Nie wiadomo kto je położył, ale na pewno nie byli to niemieccy turyści. Tu ich nie ma, chyba że są mocno zakamuflowani. Lokalni twierdza, że są to wymuskani Francuzi i ewentualnie para Brytyjczyków. Francuzów tu w brud. Mogliby to być ewentualnie Rosjanie, ale ich tutaj nie ma. Są w hotelu obok, gdzie leżaczki są o 50% szersze. Ciekawe dlaczego? W ciagu dnia okazało się, że Ci co sobie zajęli leżaczki mocno na tym ucierpieli. Bo zajęli sobie je nie pod właściwą palmą. Wiarygodne źródła podały, że dwójka turystów, która przybyła z Polski okazała się sprytniejsza. Mimo tego, że zajęli leżaczki dopiero o 7:39 pozostały one cały czas w cieniu. Wykazali się ponadprzeciętnych IQ i dogłębną znajomością geografii. Te same źródła podały, że jeden z tych turystów brał udział w olimpiadzie geograficznej w 1987 roku, ale nie zaszedł zbyt daleko bo nie wiedział z której strony rośnie na drzewach mech.






Drogo jak w Boots'ie
Sprzedaż na plaży wzrosła dzisiaj gwałtownie w porównaniu do Wigilii. Analitycy plażowi oceniają, że przynajmniej o 26,56%. Główne przyczyny to: nadzwyczajna aktywność 2 braci, zwanych w tutejszych kręgach okularnikami, którzy, jak się można łatwo domyślić, sprzedają "oryginalne" okulary. Po telefonie do celników okazało się, że towar został przeszmuglowany 5 lat temu z Tajlandii a i nadal jest modny. Wczoraj cena okularów kształtowała się na poziomie ok 6$, a dzisiaj to już 8$. Koledzy którzy leżeli na leżaczkach koło nas stwierdzili, że zrobiło się drogo. No tak, są przecież w cenie lunchu z Boots'a zawierającego napój, starą kanapkę z majonezem i oczywiście chipsy z octem. Drogo. Drogo.
Zanotowano również gwałtowny przyrost obrotów sprzedawanych małych homarków. Homar ladies chodziły tutaj wcześniej przez cały czas i nikt się nimi zbytnio nie interesował. Do czasu. Dopiero jak para z Polski zaczęła zajadać się nimi, mlaszcząc niemiłosiernie, a także wytrzeszczajac oczy z powodu ostrości pieprzowo-limonkowego sosu, a i po godzinie okazało się, że starszy człowiek z tej pary nie dostał biegunki, reszta plażowiczów skusiła się na te i podobne dary kambodżańskiego morza. Źródła podsją, że toalety raczej nie były oblegane. Cena 10 homarków pozostaje niezmienna. Nadal 10$. Kraby są też po 10, ale tylko 3. Za to w foliowymi woreczku. Marża na tym samym poziomie 90%.




Emigranci z Czech.
Współbratankowie Kena ze Spadkobierców intensywnie działają w tutejszej branży rozrywkowej. Ich przedstawicielem jest Jiri, który uciekał wielokrotnie, przed różnymi osobami z Czeskiej Republiki, w przeciwieństwie do Kena, który uciekł z Czechosłowacji raz, tyle tylko, że w bagażniku starego trabanta przez ocean. Jiri osiadł na plaży. Ken, jak wiemy, w LA. Za 100$ miesięcznie pławi się Jiri w luksusie, pracując dla baru o nazwie White Beach. Właścicielką baru jest gruba Mamma. Mamma przygarnęła Jirzego po tym, jak deportowali go z Tajlandii. Z Tajlandii deportowali go bo nie chciał się ożenić z Tajką, która go zadenuncjowała i wpakowała do więzienia na miesiąc. Twierdzi, że były tam luksusy! Wrócił więc do Czech, gdzie spotkał się z rozwiedzioną żoną i dwójką córek, które go szybko pogoniły za antyunijne hasła i kazały spadać gdzie pieprz rośnie. Ponieważ najlepszy pieprz zwany kampot pepper rośnie akurat tutaj, okazało się że pierwszy i ostatni raz w swoim 44 letnim życiu posłuchał je wszystkie 3 literalnie. Zapłacił 24$ za wizę i tak tutaj sobie siedzi, niby pracuje, a w sumie popija wódeczkę na koszt klientów. Wyglada i mówi jak KAOWIEC. Jest mocno zaprzyjaźniony z policja turystyczną, której regularnie odpala dolę przez ostatnie 2 lata. Chciał zgodnie ze swoim zawodem budować tutaj kolej, ale nie ma na to czasu, bo ma dwie narzeczone w mieście, które na niego czekają. Bardzo. I z jakiegoś powodu zawsze są razem i zawsze są podobnie ubrane. Twierdzi że w tych strojach są urocze. Raz w tygodniu bierze zaliczkę 30$ od grubej Mamma i jedzie zabawić się z dziewczętami. Dziennikarzy zastanowiło min. to, że mimo tego, że jak twierdzi, ma tylko 2 dni wolne w miesiącu, jeździ do nich raz w tygodniu, bo czekają. A pracuje Jiri dniami i nocami. Jako KAOWIEC, oczywiście.




m.SPA
Hitem tego lata są chodzące, biegające i oputane wszelkim odzieniem mobilne SPA. Teraz wszystko jest przecież mobilne. Nazwijmy je dla uproszczenia m.SPA, żeby było nowocześnie. Panie z koszyczkami biegają między leżaczkami i tną. Tną każdemu wszystko i co się da. Jeśli ktoś się opiera przez kilka dni nie ma absolutnie szansy uniknąć bezpośredniego kontaktu z m.SPA. W tym czasie to coś, co się da uciąć i tak mu urośnie. Panie m.SPA dokładnie wiedzą kto i kiedy przyjechał. I ile potencjalnie mogło mu urosnąć od przyjazdu. Kiedy turysta odmawia inwestycji w rozbudowane usługi zadają lekko niewygodne pytanie: why? m.SPA często stosują technikę dodatkowego poniżenia klienta, który będąc już i tak poniżonym przy wszystkich leżących na leżaczkach, próbuje uniknąć wyższego poziomu poniżenia, czyli upokorzenia. Najbardziej upokorzeni są ci, którzy niezbyt szybko reagują na wypowiadaną płynną angielszczyzną z brytyjskim akcentem, dość dokładną ocenę dotyczącą krzaczastości brew, ilości włosów w pachwinach lub grubości zrogowacenia na piętach. Najczęściej decyzje o kupieniu usługi podejmowane są po komentarzu typu: takich długich paznokci to tu nikt już nie ma na plaży, mister. Słowo mister stosowane jest naprzemiennie do mężczyzn i kobiet, co świadczy o otwartości tutejszego społeczeństwa na to i tamto. Ceny pedicure kształtują się na poziomie 5$ i lekko idą w górę przy zaniedbanych piętach. Jak w przypadku naszych dziennikarzy agencyjnych.



Comming out na plaży.
W Otres 2 dzisiaj doszło do dramatycznych i wzruszajacych scen z udziałem ludności lokalnej i Brytyjczyków. Jak wiadomo z Krakowa, ci to zawsze tworzą problemy. Tutaj jest podobnie, mimo że jak wynika z obserwacji, nie jest to Kraków. Brytyjczycy są przecież dla większości nacji trudnymi zawodnikami. Po 1 godzinie i 16 minutach negocjacji w sprawie okularów fioletowych z "polaroidami" sprzedawca, z treści rozmowy wynikało, że przyszły oftalmolog zadał pytanie jednemu z nich: a dlaczego nie kupisz tej drugiej pięknej pary złotych okularów dla swoje dziewczyny? Kolega z Brytanii odpowiedział, że jej nie ma. To znaczy dziewczyny, oczywiście. Drugi siedzący obok aż się zaczerwienił. Padło kolejne dramatyczne pytanie, jak się oczywiście dopiero poźniej okazało. To ty nie masz dziewczyny? Zapytał z niedowierzaniem oftalmolog to-be.
Ludzie na plaży zamarli w bezruchu, wiatr przestał wiać, morze przestało falować. Wszyscy wstrzymali oddech. Tylko, kurna, słońce przypiekało tak, że na niektórych, tych co też zamarli w bezruchu na plaży, a mają wysokie czoło, można by usmażyć jajecznicę. Już prawie padła długo oczekiwana odpowiedź. Ponownie wszystko zastygło. Tym razem już na dłuższą chwilę. Wszyscy mieli nadzieję, że tylko na krótką chwilę, bo to ostatecznie Kopernik coś tam wstrzymał na dłuższą chwilę i nie da się tak w bezruchu za długo, bo i tak coś tam się innego rusza, niż oryginalnie miało. Było to tym bardziej ważne, żeby coś się mimo tego bezruchu ruszyło ze względu na to, że potencjalna jajecznica byłaby już mocno ścięta, a może nawet już nie wegetariańską z powodu odpadajacego mięsa oryginalnie przytwierdzonego do czaszki łysego dziennikarza naszej agencji.
Ja mam chłopaka, nie mam dziewczyny! Oświadczył dumnie, podobnie jak inni w bezruchu, a już prawie usmażony na słońcu Brytyjczyk. Cała plaża zawrzała! Bezruch zamienił się w ruch! Ludzie podbiegali do pary Brytyjczyków i oferowali wsparcie. Były łzy w oczach wielu. Niekórzy odważyli się nawet do nich przytulić. Inni wykorzystali moment, żeby przytulić się do siebie. W tej grupie byli dziennikarze z naszej agencji. Czuć było także, że wcześniej nie do zniesienia napięcie opadło.  Nie wiadomo skąd się wzięły na tej plaży i zaczęły wszędzie powiewać flagi w kolorach charakterystycznej tęczy. Ludzie zaczęli wykupywać różowe okulary. I drinki. Słychać było: liberte, fraternite i nawet egalite wykrzyczane przez tych co to tu kolonizowali kambodzańczyków przez lata. Nie wiadomo tylko dlaczego chłopcy, którzy sprzedawali okulary nagle zniknęli. Zapadli się pod ziemię? Wiarygodne źrodła podały, że chłopcy otrzymali informację o tym, że z wizytą do Silhanoukville przybyli posłowie PiS. Mimo atmosfery fiesty, zrobiło się przez chwilę groźnie. Szybko powstała grupa wsparcia Brytyjczyków, która postanowiła ich ukryć w okolicznych zaroślach. Nasi dziennikarze okazali wsparcie i obiecali, że jak PiS się pojawi to pokażą liczne tu rosnące drzewa. To ich zawsze interesuje.





Spekulacje na temat wigilijnego menu. 
Od 3 dni trwają dyskusje wśród mieszkańców hotelu, w których biorą także udział pracownicy restauracji. Z lekkim trudem, ze względu na rożne stosowane przez rozmówców akcenty. Ponad 72 godzin po zakończeniu uroczystej kolacji, goście nadal nie wiedzą co jedli. Było wszystko wyjątkowo smaczne, co może potwierdzać pogłoskę, że Magda G wcale nie była u ukochanego chirurga plastycznego w Toronto, tylko przyjechała do nas dokonać "K" rewolucji. Uwiarygodnić to może fakt, że umieszczone na jej FB zdjęcie zrobione jest niby w scenerii ze śniegiem a mimo tego znana restauratorka, właścicielka licznych lokali, Magda G jest bez obuwia. Na zdjęciach nie ukrywa, że stopy miała bose, tak jak nasi dziennikarze, przed spotkaniem z m.SPA.
W Wigilię goście nie otrzymali wydrukowanego menu. Kelnerzy prezentowali je oralnie, co może wskazywać na "K" rewolucję. Nadzwyczaj oryginalnie! Na przystawkę do wyboru było: "fojegrrrrrałyzsrinkro" i ewentualnie "sdemblings". Dziennikarze zdecydowali sie również na wybór "fiż plejta łyż bejked poteeetejs". Na deser przygotowano niezykłą niespodziankę w postaci "scrambled mangos". Czegoś takiego dziennikarze nigdy nie jedli. Warto było przejechać te kilkanaście tysięcy kilometrów, żeby właśnie tutaj, w tej części Azji, zjeść jajecznicę z mango.

Właściciele po 72 godzinach od wyjścia ostatniego gościa nadal świętują wysokie obroty. Ojciec właściciela najbardziej. Nadal nie wierzy, chodzi niepewnym krokiem, gada i śmieje się do siebie. I sobie coś tam pali pozostawiając za sobą charakterystyczny lekko słodki zapach. W głośnikach zamiast Adele rozbrzmiewa od 3 dni jamajskie reggage i Kamil B.





Breaking news. Pilne. 
Po raz pierwszy w historii Ssilhanoukville goście zarządali zaserwowania espresso machiato. Po 13 minutach tłumaczenia jaka jest różnica między ekspresso, espresso, esssssssprezo i cappuccino, korzystając z umiejętności porozumiewania się językiem migowym, flipchartem i piaskiem, a także zdolnością do tłumaczenia rzeczy początkowo niezrozumiałych nawet dla piszącego/mówiącego, dziennikarze otrzymali cudowne espresso machiato! Klasa! W nagrodę pracownicy otrzymali tytuł przodownika pracy i ich zdjęcia zawisną w każdym pokoju tego niewielkiego hotelu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz